I tak przed czterdziestką spakowałam walizki i razem z 6 lenią córką przyjechałam do stolicy, żeby spełniać marzenia.
Pan Machulski na egzaminie wstępnym do szkoły aktorskiej skomentował mój występ: „Dziecko, a co ty robiłaś przez te wszystkie lata”?
Znalazłam się w szkolnej ławie wśród koleżanek i kolegów dla których była rówieśnicą ich poczciwych staruszków. „To ty masz tyle lat ile moja mama?” koleżanki nie mogły wyjść ze zdumienia.
Na trzecim roku, po rocznej dziekance, trafiłam na rok, który słabo znałam i oni też nie wiedzieli nic o mnie. Dlatego, kiedy mieliśmy dobierać się w grupy, by przygotować nasze pierwsze dyplomy, zapraszano mnie tylko do grania „ogonów”. Pomimo tego, nie upadałam na duchu. Miałam wielkie przeczucie, że czeka mnie coś niezwykłego. Dużo dobrego słyszałam o reżyserze, Grzegorzu Mrówczyńskim, ale powiedziano mi, że w tym roku nie współpracuje z naszą szkołą, więc nie próbowałam się z nim kontaktować. Pewnego dnia wychodząc ze szkoły spotkałam moje dawne koleżanki, które już obroniły dyplomy. Zaczęłam im gratulować i nagle usłyszałam głos: A kto to jest ta pani, która się z wami wita? Dziewczyny odpowiedziały: To Hania. I tak poznałam reżysera, Grzegorza Mrówczyńskiego, z którym one robiły swój dyplom. Od razu wypaliłam szczerze, że bardzo chciałabym z nim pracować, ale on potwierdził, że nie współpracuje w tym roku ze szkołą. Miło porozmawialiśmy i wydawało się, że więcej się nie spotkamy, ale ku mojej radości, za kilka dni dostałam od Grzegorza telefon z zaproszeniem do współpracy przy dyplomie. I tak zaczęła się trwająca ponad trzy lat moja przygoda z Teatrem Rampa i wspaniałym reżyserem Grzegorzem Mrówczyńskim.
Lecz po trzech latach, kiedy już wiedziałam, że ta wspaniała przygoda się kończy, biegałam do warszawskich teatrów, żeby zapraszać dyrekcję na swoje niewątpliwie rewelacyjne występy w Rampie, licząc, że przygarnie mnie inny teatr.
Niestety tak się niefortunnie złożyło, że żaden z zaproszonych dyrektorów akurat nie mógł przyjść.
W końcu spojrzałam w lustro i dotarło do mnie, że nie jestem młodą i dobrze zapowiadającą się aktorką, której wypatrują teatry, tylko całkiem nie młodą, chociaż wciąż zapowiadającą się aktorką.
Spakowałam więc z powrotem walizki i z trzynastoletnią już wtedy córką, wróciłam do Lublina, żeby zacząć pisać własne sztuki dla własnego teatru…